środa, 20 października 2010
FACET!
Właśnie w ,,Top Model" usłyszałam, że facet powinien być męski, owłosiony i twardy.......hmmm nie zgadzam się! Facet dla mnie powinien przede wszystkim mieć w sobie coś, co sprawia, że chcesz na niego patrzeć, słuchać go i nie widzieć żadnego innego faceta wokół, nawet jak jest ich setka. Podobał mi sie kiedyś mężczyzna, miał lekkiego zeza i długie włosy. Nie widziałam tego. Słyszałam jego głos, obserwowałam jego ruchy, czułam jego aurę i odbierałam jego fale. Pomimo tego, że nie mówił do mnie, nie patrzył na mnie i chyba nawet nie wiedział, że istnieję. Tyle. Takie moje przemyślenia.
Martita!
Kochani wybaczcie, że zdjęcia nie są zbyt profesjonalne, ale jak na możliwości mojego telefonu i tak jest nieźle:) W każdym bądź razie nie chodzi tu o wygląd, ale o sam fakt zaistnienia na moim blogu nowego wizerunku. Mianowicie rudziutkiej jak marcheweczka Martusi, która dzielnie kroczy ze mną przez świat i się nie poddaje:) Dziękuję Ci kochana, że w ostatnim czasie (który jest dla mnie delikatnie mówiąc niekoniecznie korzystny) ciągle jesteś przy mnie, zawsze odbierasz telefon (co naprawdę jest dla niektórych mega wyczynem) i akceptujesz mój nieokiełznany charakterek i szalone pomysły:) Doceniam to Ryża ......:P ....Ty wiesz:) Twoja Platynowa ......:):):):):)
Wielka Draka o Dzieciaka:)
Zdaję relację--> zgodnie z obietnicą:)
Każdy kto był kiedykolwiek statystą bądź członkiem publiczności, zapewne wie, co chcę powiedzieć (napisać!). Wie, jeśli ma powyżej 19 lat:)
Średnia wieku jakieś 15 lat, Edytka z Martitą (rudzielcem ukochanym) pomiędzy, wdzięcznie szczerzące się do kamery, grzecznie słuchające poleceń kamerzysty i Pana, który śmie się nazwać Supervisorem (nie napiszę dlaczego, ale obdarzyłam go niezwykłą jak na mnie antypatią).
Byłam tam zupełnie rozrywkowo. W związku z tym, że szukam pracy, a mój czas jest najcenniejszą wartością niematerialną jaką posiadam, postanowiłam go nie marnować na hodowanie kolejnej fałdy na tyłku przed komputerem, a spożytkować w sposób mi dotychczas nieznany, mianowicie zostać na cztery dni członkinią grupy zwanej publicznością:) Nie powiem, że nie było zabawnie, bo było, głównie chyba za sprawą uroczego Pana animatora (powinnam napisać z dużej?). Program sam w sobie całkiem zabawny, w głównej mierze dzięki dzieciakom (instynkt macierzyński odezwał się we mnie już dawno temu, ,,Halo szukam chętnego na ojca!!"---> he żart:P).
Dzień upłynął mi na uśmiechaniu się i klaskaniu w dłonie, jednak znów wracam do pustego domu...może jutro powinnam tam zostać na noc? :):):):):)
Kochani, już pięć minut zastanawiam się co jeszcze napisać:)
Pa!
Każdy kto był kiedykolwiek statystą bądź członkiem publiczności, zapewne wie, co chcę powiedzieć (napisać!). Wie, jeśli ma powyżej 19 lat:)
Średnia wieku jakieś 15 lat, Edytka z Martitą (rudzielcem ukochanym) pomiędzy, wdzięcznie szczerzące się do kamery, grzecznie słuchające poleceń kamerzysty i Pana, który śmie się nazwać Supervisorem (nie napiszę dlaczego, ale obdarzyłam go niezwykłą jak na mnie antypatią).
Byłam tam zupełnie rozrywkowo. W związku z tym, że szukam pracy, a mój czas jest najcenniejszą wartością niematerialną jaką posiadam, postanowiłam go nie marnować na hodowanie kolejnej fałdy na tyłku przed komputerem, a spożytkować w sposób mi dotychczas nieznany, mianowicie zostać na cztery dni członkinią grupy zwanej publicznością:) Nie powiem, że nie było zabawnie, bo było, głównie chyba za sprawą uroczego Pana animatora (powinnam napisać z dużej?). Program sam w sobie całkiem zabawny, w głównej mierze dzięki dzieciakom (instynkt macierzyński odezwał się we mnie już dawno temu, ,,Halo szukam chętnego na ojca!!"---> he żart:P).
Dzień upłynął mi na uśmiechaniu się i klaskaniu w dłonie, jednak znów wracam do pustego domu...może jutro powinnam tam zostać na noc? :):):):):)
Kochani, już pięć minut zastanawiam się co jeszcze napisać:)
Pa!
poniedziałek, 18 października 2010
Fucking Monday.
Poniedziałki są z reguły długie, nudne, przewidywalne i zwiastują tylko jedno: Jeszcze 4 dni do weekendu:)
Ja oczywiście siedzę w domu, sama jak ten palec, zaczyna mnie ten stan denerwować, a nawet delikatnie przerażać:) Nie jestem samotnikiem z natury, raczej potrzebuję ludzi, nie lubię być sama, nie mam do kogo paszczy otworzyć, nawet fajnie byłoby się z kimś pokłócić:) Samotność to pojęcie względne. Wielu ludzi wybiera samotność, bo tak im pasuje. Nie lubią ludzi, nie lubią hałasu, żyją we własnym, zamkniętym świecie. Kreują sobie własną rzeczywistość, wyobrażają sobie, że świat wcale nie jest taki, jaki jest. Motorkiem napędowym, motywacją do jakiegokolwiek działania jest dla nich sam fakt istnienia. Żyję, więc muszę:) Często są nieśmiali, a w dzieciństwie byli męczeni i wyśmiewani przez rówieśników. Zastanawiacie się pewnie, co mi strzeliło do głowy, że bawię się w psychologa? A no to, że ostatnio mam tyle czasu na myślenie, że rozsadza mi łeb, muszę to z siebie wyrzucić, a jedynym wyjściem w przypadku braku towarzystwa i uszu do słuchania jest smarowanie mojego kochanego Bloga:) Czasem myślę, że lepiej by było jakbym brała jakieś Relanium czy Valium i po prostu spała. Świat snów jest o wiele bardziej pasjonujący od samotnego tułania się po pustym domu. Schemat generalnie jest taki: Włączam kompa, siedzę kilkanaście minut, wstaję, idę to toalety, wracam na kompa, znów siedzę kilkanaście minut, ktoś zadzwoni, pogadam sobie, za chwilę ja do kogoś zadzwonię, znów wracam na kompa, patrzę co jest w telewizji, nic nie ma oczywiście, wstaję, idę do kuchni, robię herbatę, jakąś kanapkę, przypomnę sobie o czymś, dumam, dumam, znów komputer, w pewnej chwili zdaję sobie sprawę, że jest późno i idę spać...I tu się zaczyna. Patrzę w sufit, jest cicho, ciemno i zajebiście niefajnie. Fakt, że jestem sama zajmuje mi całe myśli i w efekcie nie mogę zasnąć. Poleci mi łezka, przytulam się do poduszki, znów dumam, przeglądam kontakty w telefonie, myślę do kogo by tu zadzwonić. Nie dzwonię do nikogo, leżę, leżę i jakoś w końcu zasypiam. Tak mijają ostatnio moje dni. Jedno słowo: WEGETACJA. Zapuszczam korzenie po prostu. A fakt, że jest poniedziałek delikatnie mówiąc mnie wku*wia. Od jutra do piątku idę na nagrania jakiegos programu rozrywkowego ,,Wielka Draka o Dzieciaka", może być zabawnie:):):) Zdam relację.
Ja oczywiście siedzę w domu, sama jak ten palec, zaczyna mnie ten stan denerwować, a nawet delikatnie przerażać:) Nie jestem samotnikiem z natury, raczej potrzebuję ludzi, nie lubię być sama, nie mam do kogo paszczy otworzyć, nawet fajnie byłoby się z kimś pokłócić:) Samotność to pojęcie względne. Wielu ludzi wybiera samotność, bo tak im pasuje. Nie lubią ludzi, nie lubią hałasu, żyją we własnym, zamkniętym świecie. Kreują sobie własną rzeczywistość, wyobrażają sobie, że świat wcale nie jest taki, jaki jest. Motorkiem napędowym, motywacją do jakiegokolwiek działania jest dla nich sam fakt istnienia. Żyję, więc muszę:) Często są nieśmiali, a w dzieciństwie byli męczeni i wyśmiewani przez rówieśników. Zastanawiacie się pewnie, co mi strzeliło do głowy, że bawię się w psychologa? A no to, że ostatnio mam tyle czasu na myślenie, że rozsadza mi łeb, muszę to z siebie wyrzucić, a jedynym wyjściem w przypadku braku towarzystwa i uszu do słuchania jest smarowanie mojego kochanego Bloga:) Czasem myślę, że lepiej by było jakbym brała jakieś Relanium czy Valium i po prostu spała. Świat snów jest o wiele bardziej pasjonujący od samotnego tułania się po pustym domu. Schemat generalnie jest taki: Włączam kompa, siedzę kilkanaście minut, wstaję, idę to toalety, wracam na kompa, znów siedzę kilkanaście minut, ktoś zadzwoni, pogadam sobie, za chwilę ja do kogoś zadzwonię, znów wracam na kompa, patrzę co jest w telewizji, nic nie ma oczywiście, wstaję, idę do kuchni, robię herbatę, jakąś kanapkę, przypomnę sobie o czymś, dumam, dumam, znów komputer, w pewnej chwili zdaję sobie sprawę, że jest późno i idę spać...I tu się zaczyna. Patrzę w sufit, jest cicho, ciemno i zajebiście niefajnie. Fakt, że jestem sama zajmuje mi całe myśli i w efekcie nie mogę zasnąć. Poleci mi łezka, przytulam się do poduszki, znów dumam, przeglądam kontakty w telefonie, myślę do kogo by tu zadzwonić. Nie dzwonię do nikogo, leżę, leżę i jakoś w końcu zasypiam. Tak mijają ostatnio moje dni. Jedno słowo: WEGETACJA. Zapuszczam korzenie po prostu. A fakt, że jest poniedziałek delikatnie mówiąc mnie wku*wia. Od jutra do piątku idę na nagrania jakiegos programu rozrywkowego ,,Wielka Draka o Dzieciaka", może być zabawnie:):):) Zdam relację.
sobota, 16 października 2010
?!
Siedzę sama w domu, jest sobota, nie wiem co ze sobą zrobić. Po raz pierwszy od dłuższego czasu poczułam się samotna. Tak mocno, że aż łzy się cisną. Myślę o wielu rzeczach, myślę o swoich błędach, o czyichś też. Jakoś wszystko nie tak, na opak. Chciałabym mieć w sobie tyle siły, by nie myśleć..ale chyba jestem słaba. Myślenie może czasem doprowadzić człowieka do szału. Brak myślenia tym bardziej:) Ale najbardziej do szału doprowadza mnie to, że ciągle analizuje, co ja właściwie zrobiłam, czy tak to powinno było się skończyć? Mam ostatnio ochotę na taki mały spontan, walizka, kierunek Okęcie, pierwszy lepszy bilet i lecę, nie ma mnie. Sajonara:)
czwartek, 14 października 2010
New age, new life---> It'll be better?
Wiecie...., czasami w życiu jest tak, że trzeba zaczynać wszystko od nowa. Czasem gdy zapuszczasz włosy i jesteś prawie przy wymarzonej długości, nieoczekiwanie budzisz się z nową koncepcją, ścinasz włosy na krótko, zmieniasz ich kolor i jesteś zadowolona. Po jakimś czasie, gdy euforia mija przychodzą wątpliwości czy oby na pewno jest lepiej?? Czy w długich czułabym się o wiele atrakcyjniej?
Tak się dzieje dokładnie w moim życiu. Wydawało mi się, że wszystko mam już zaplanowane, że wiem jak to będzie, z kim, gdzie, po co i dlaczego.Wydawało mi się, że jestem na etapie ,,ustawki", że robię kroki do przodu ale mało co się zmienia, taka swoista wegetacja z możliwością przedłużenia. Całe życie miałam już zaplanowane (może nie do końca przez siebie), wszyscy naokoło byli zadowoleni, mieli nowe koncepcje, gratulowali mi wszystkiego (nawet jak nie było czego). Wszyscy byli przy mnie, tylko nie wiem czy oby na pewno z tego powodu co powinni, niektórzy mi zazdrościli, widzieli we mnie radosną młodą kobietę z pomysłem (choć tak właściwie go nie posiadam), zdecydowaną (choć wcale taka nie jestem), zdolną (a tak naprawdę nikt nie wie do czego jestem zdolna), zawsze uśmiechniętą (czasem przez łzy).
Miałam wszystko czego mi było trzeba...wsparcie, pomoc, schronienie, bezpieczeństwo.
Wydawało by się, że niemal dotknęłam nieba..i dotknęłam, ale z bólem odbiłam się i upadłam głową na ziemię. Wtedy to wszystko się przestawiło, przewróciło, co było białe teraz wydaje mi się czarne, co było dobre, nagle zaczęło być złe, co było upragnione teraz jest niepotrzebne. Każda rzecz w moim życiu nabiera teraz innego znaczenia.
Musiałam zostawić za sobą wiele, bardzo wiele. Nocami i dniami zastanawiałam się, czy nie zwariowałam, czy moja głowa myśli, czuje czy płata mi figle?? Nie potrafiłam się oszukać, choć wiele razy próbowałam. To, co kochałam zostawiłam za sobą. Nie mogę powiedzieć, że nie kocham, że nie pamiętam, ale nie kochałam tak, jak należy, niedostatecznie mocno, niewystarczająco zrozumiale, nie do końca jasno, nie zawsze tak samo. A ja chcę kochać jednostajnie, wiecznie, pewnie. Myślę, że gdybym tkwiła nadal w tamtej miłości, to zrobiłabym tej miłości krzywdę, krzywdę większą, niż kochanie dalej.
Do końca życia będę się zastanawiać, czy oby to dobra droga?? Tak jak z włosami. Wiem na pewno, że to moja droga i ja nią będę szła, ja będę sobie wybierała ścieżki, ja będę decydować czy mam iść w lewo czy w prawo, czy może zostać w miejscu i zbudować swój mały świat. Chciałabym, by wszyscy Ci, którzy się zawiedli uszanowali moje wybory, bo one są moje i zawsze będą. Chciałabym, byście nadal mi kibicowali i popierali, bo na tym polega życie, każdy przeżyje je jak chce i tak niech zostanie. Nie karzcie mi nigdy wybierać, bo nie wybiorę nic.
Tak się dzieje dokładnie w moim życiu. Wydawało mi się, że wszystko mam już zaplanowane, że wiem jak to będzie, z kim, gdzie, po co i dlaczego.Wydawało mi się, że jestem na etapie ,,ustawki", że robię kroki do przodu ale mało co się zmienia, taka swoista wegetacja z możliwością przedłużenia. Całe życie miałam już zaplanowane (może nie do końca przez siebie), wszyscy naokoło byli zadowoleni, mieli nowe koncepcje, gratulowali mi wszystkiego (nawet jak nie było czego). Wszyscy byli przy mnie, tylko nie wiem czy oby na pewno z tego powodu co powinni, niektórzy mi zazdrościli, widzieli we mnie radosną młodą kobietę z pomysłem (choć tak właściwie go nie posiadam), zdecydowaną (choć wcale taka nie jestem), zdolną (a tak naprawdę nikt nie wie do czego jestem zdolna), zawsze uśmiechniętą (czasem przez łzy).
Miałam wszystko czego mi było trzeba...wsparcie, pomoc, schronienie, bezpieczeństwo.
Wydawało by się, że niemal dotknęłam nieba..i dotknęłam, ale z bólem odbiłam się i upadłam głową na ziemię. Wtedy to wszystko się przestawiło, przewróciło, co było białe teraz wydaje mi się czarne, co było dobre, nagle zaczęło być złe, co było upragnione teraz jest niepotrzebne. Każda rzecz w moim życiu nabiera teraz innego znaczenia.
Musiałam zostawić za sobą wiele, bardzo wiele. Nocami i dniami zastanawiałam się, czy nie zwariowałam, czy moja głowa myśli, czuje czy płata mi figle?? Nie potrafiłam się oszukać, choć wiele razy próbowałam. To, co kochałam zostawiłam za sobą. Nie mogę powiedzieć, że nie kocham, że nie pamiętam, ale nie kochałam tak, jak należy, niedostatecznie mocno, niewystarczająco zrozumiale, nie do końca jasno, nie zawsze tak samo. A ja chcę kochać jednostajnie, wiecznie, pewnie. Myślę, że gdybym tkwiła nadal w tamtej miłości, to zrobiłabym tej miłości krzywdę, krzywdę większą, niż kochanie dalej.
Do końca życia będę się zastanawiać, czy oby to dobra droga?? Tak jak z włosami. Wiem na pewno, że to moja droga i ja nią będę szła, ja będę sobie wybierała ścieżki, ja będę decydować czy mam iść w lewo czy w prawo, czy może zostać w miejscu i zbudować swój mały świat. Chciałabym, by wszyscy Ci, którzy się zawiedli uszanowali moje wybory, bo one są moje i zawsze będą. Chciałabym, byście nadal mi kibicowali i popierali, bo na tym polega życie, każdy przeżyje je jak chce i tak niech zostanie. Nie karzcie mi nigdy wybierać, bo nie wybiorę nic.
Subskrybuj:
Posty (Atom)