Kochani, dziś wyjeżdżam na dwa tygodnie, wracam 2 stycznia. Cieszę się, że spędzę więcej czasu w domu, odpocznę od ludzi, odpocznę od pośpiechu, wyciszę się i postaram się być bardziej pokorna;)
Przy tej okazji chciałabym, byście również postarali się być spokojniejsi, nie pędźcie tak szybko za czymś, czego może w ogóle nie ma, za czymś, czego nawet nie widać..i nie słychać;) Szkoda butów;)
Spójrzcie na swoich rodziców, przytulcie babcię, pogłaszczcie mamę po głowie, pomóżcie jej wyjąć ciasto z piekarnika, wynieście śmieci, zróbcie zakupy, odkurzcie mieszkanie, posprzątajcie w swoich pokojach, postawcie choinkę, wyprowadźcie psa...;) Musicie wiedzieć, że dla Waszych mam okres przedświąteczny to przede wszystkim stres (nie to co dla Was, piwko ze znajomymi), one się stresują nawet takimi głupotami w stylu: Czy ciotka Jasia zrobi lepszy schab czy ja? Czy mój biszkopt posmakuje wujkowi Grzesiowi? Czy stół nie jest przystrojony trochę fajansiarsko??....;D No więc pochwalcie ją za wszystko (nawet jak nie ma za co), niech wie, że doceniacie jej ciężką pracę i wyczucie smaku;)
A Wam życzę, byście zatrzymali się na chwilkę w tym gwarze, stanęli przed lustrem, uśmiechnęli się sami do siebie, zrobili śmieszną pozę i powiedzieli: Hej! Jesteś fajnym i dobrym człowiekiem, dam radę! I aby taka kolej rzeczy stała się z czasem rutyną i abyście pewnego dnia w to uwierzyli:P Bo każdy jest z natury dobry i nie mamy wpływu na uczucia i emocje innych osób. Ot taki morał na Święta;)
Dziękuję wszystkim, którzy w ostatnim czasie byli ze mną i kiedy było trzeba byli przy mnie:
Adzio! Dziękuję Ci za wszystko, choć czasem potrafisz być denerwujący;) Jesteś dobrym i uczynnym młodym mężczyzną, wiele jeszcze przed Tobą! Kocham Cię bracie!
Martita! Ty byłaś przy mnie w najtrudniejszym momencie ostatnich lat mojego życia. Wiesz, że to dla mnie bardzo ważne. Jesteś radosna, pogodna i zawsze wywołujesz uśmiech na mej twarzy, Kocham Cię Ruda!
Ninja! Dla Ciebie ten rok też przyniósł wiele zmartwień, ale poradziłeś sobie z palcem w dupie i za to Cię cenię. Masz cudowną dziewczynę i będziesz baardzo szczęśliwy. Kocham Cię straaasznie mocno!!!
Ania B.! Poznałam Cię lepiej dopiero w tym roku, ale wiem, że moge na Tobie polegać! To ty leciałas do mnie na Mokotów w momentach słabości;) Dziękuję, że jesteś i mam nadzieję, że ta znajomość rozwinie się w najlepszym kierunku, jakim może. Wiem, że w wielu kwestiach nie jest Ci lekko, ale w Nowym Roku postaraj się mieć mniej parcia na szkło i zajmij się sobą, będziesz szczęśliwsza, zasłużyłaś na uwagę! I Ciebie też kocham Ancia!
Iwonka! Jak przystało na rok 2010 i Tobie musiało się coś przydarzyć, ale wyszłaś z tego obronna ręką, silna z Ciebie kobieta, choć kruchutka i malutka;) Znamy się jak łyse konie i kiedyś będziesz niańczyła mojego bachora a ja Twojego;P Życzę Ci wszystkiego co najlepsze! I kocham oczywiście!!! Ty stara ruro;*
Szymon! Nie widzieliśmy się wiele lat i trzeba było pogrzebu, by ten moment nastąpił. Pomimo, iż właściwie Cie nie znałam, wystarczyło 10 minut rozmowy, by wiedzieć, kim jesteś. Jesteś cudownym mężczyzną o wielkim sercu i uwierz w siebie, bo stać Cię na bardzo wiele. Nikt tak ładnie nie umie mówić o uczuciach, jak Ty! Kocham Cię;*
Wojtek! Pomimo, iż nie jesteśmy razem, dziękuję Ci za wszystko, jesteś bardzo dobrym człowiekiem i masz łeb na karku, w Naszym związku to ja byłam tym roztrzepańcem, a Ty stąpałeś twardo po ziemi. Nikt tak jak ty nie potrafił postawić mnie do pionu i rozwiać moje żenujące wątpliwości. Dziwię się, że ze mną wytrzymywałeś:) Nie zmieniaj się, tylko więcej się uśmiechaj i miej więcej zaufania i życzliwości do ludzi;) :*
MAMA! Tu to nawet nie wiem co napisać, bo dzięki Tobie w ogóle istnieję i żyję tak, jak żyję. Tobie kochana mamusiu gdybym mogła, to bym słońce i gwiazdy zapakowała w jedno pudełeczko, byś mogła sobie świecić kiedy tylko chcesz:) Baardzo Cię kocham!!! :* :*
Całą resztę (Sysia, Pati, Menia, Iza, Kuźma, Borusie, Hubi, Uu, Rafik, Młody, Sebastian, Karol, Jacek, Ania i Marcin Sz., Ula i Grześ Sz....i wszyscy których znam i o których zapomniałam (choć tak naprawdę pamiętam)) chciałabym serdecznie pozdrowić i podziękować za samo istnienie i obecność w moim życiu. Każde słowo, każdy gest ma znaczenie i życzę Wam, by Wasze życie zawsze szło w dobrym kierunku i byście mieli wokół takie osoby, które Was na tą dobrą drogę naprowadzą w momencie, gdy delikatnie z niej zboczycie...bo to są właśnie prawdziwi przyjaciele. Love all of us! :*
poniedziałek, 20 grudnia 2010
niedziela, 19 grudnia 2010
2 tygodnie na Podlasiu:)
Radosna nowina ogarnęła me myśli:) Mianowicie wyjeżdżam na moje ukochane śledziowo już jutro, o godz. 12.00. Pominę fakt, z kim jadę, ale cieszę się, ze będę miała okazję z tą osobą spędzić 3 godzinki:) Brakowało mi tego:)
Nastój mam pół na pół-->zażenowanie pomieszane z radością:) Oczywiście ktoś musiał mi zepsuć ostatnie chwile przed świętami, ale liczę na to, że osobnik ten spojrzy wreszcie trzeźwo na zaistniałą sytuację i postara się zachować fason jaki wypada zachować w tego typu sytuacjach. Nie dajmy się zwariować ludzie! ;P
Cieszę się, ze dziś wyjrzało słońce, a nawet mnie obudziło, delikatnie pukając promykiem w moje prawe/lewe oko:) Krzyczało: ,,Edzia wstawaj, taki piękny dzień, daję Ci tyyle ciepła a ty co??? Śpisz??? O nie, tak to nie będzie".....i jeb bata w polika z promyka:) Ha ha zabawne, jakie rzeczy mogą czasem do głowy przyjść (Jenny-->Edyta Bartosiewicz)
Harmonogram świąt w tym roku wygląda następująco:
Wigilia-->Białystok (ciocia Gabrysia, wujek Marek, Tobi i sympatyczna morda psia zwana Apaczem) + reszta familii zgromadzona na stołem..bla bla bla, pogadanki, co u kogo, prezenty i do domu:)
Day 1-->Bielsk Podlaski, Mickiewicza 198B/16 (rezydencja Państwa Zalewskich z Marcelim na czele)+ reszta familii zgromadzona za stołem.....i znów bla bla bla...tylko tym razem przy promilach, jako że cieszyć się trza z Narodzin Pana Jezusa.....potem zgony i do domu, ale nie wszyscy:) Bo Edzia dopiero rozpocznie zabawę---> Hajduczek bądź też Rejon (i jedno i drugie kusi swym wysmakowanym wystrojem i radością imprezowania); zakończenie dnia pierwszego jest niepewne, tajemnicze i nieodkryte:)
Day 2--> nie mam pojęcia:P
I tak oto zakończą się Święta. Tygodnie przygotowań, klimat, który niekoniecznie się wszystkim udziela, sypiące się igły z choinki i mój kot pałaszujący włos anielski....ah eh oh!
Następny etap jest znacznie ciekawszy, bowiem moi drodzy szykujemy się do przywitania Nowego Roku 2011!!! Przy okazji napomknę, iż 2010 nie należy do najszczęśliwszych.
Sylwestra spędzę z bliskimi mi osobami (Kamil, Iwonka, Adzio, Martitka, Karol + reszta towarzystwa, niepoznana dotychczas). Bawimy się poczynając od czwartku 30 grudnia, kończąc niedzielą 2 stycznia, tak więc trzy pasjonujące noce na piętrze domu jednorodzinnego:) Brzmi fascynująco:) Zamelduję się po powrocie.
Tymczasem pragnę życzyć wszystkim, by w te Święta spuścić z tonu, zmniejszyć dystans, nauczyć się rozmawiać, nie bać się mówić Kocham, nie bać się przytulenia, bliskości, zwiększyć zaufanie, zmniejszyć złość, wybaczyć niewybaczalne, powiedzieć przepraszam, nie wstydzić się tęsknoty, pielęgnować uczucia i poczuć się szczęśliwym.
A w Roku 2011 zacząć spełniać marzenia. :*
Nastój mam pół na pół-->zażenowanie pomieszane z radością:) Oczywiście ktoś musiał mi zepsuć ostatnie chwile przed świętami, ale liczę na to, że osobnik ten spojrzy wreszcie trzeźwo na zaistniałą sytuację i postara się zachować fason jaki wypada zachować w tego typu sytuacjach. Nie dajmy się zwariować ludzie! ;P
Cieszę się, ze dziś wyjrzało słońce, a nawet mnie obudziło, delikatnie pukając promykiem w moje prawe/lewe oko:) Krzyczało: ,,Edzia wstawaj, taki piękny dzień, daję Ci tyyle ciepła a ty co??? Śpisz??? O nie, tak to nie będzie".....i jeb bata w polika z promyka:) Ha ha zabawne, jakie rzeczy mogą czasem do głowy przyjść (Jenny-->Edyta Bartosiewicz)
Harmonogram świąt w tym roku wygląda następująco:
Wigilia-->Białystok (ciocia Gabrysia, wujek Marek, Tobi i sympatyczna morda psia zwana Apaczem) + reszta familii zgromadzona na stołem..bla bla bla, pogadanki, co u kogo, prezenty i do domu:)
Day 1-->Bielsk Podlaski, Mickiewicza 198B/16 (rezydencja Państwa Zalewskich z Marcelim na czele)+ reszta familii zgromadzona za stołem.....i znów bla bla bla...tylko tym razem przy promilach, jako że cieszyć się trza z Narodzin Pana Jezusa.....potem zgony i do domu, ale nie wszyscy:) Bo Edzia dopiero rozpocznie zabawę---> Hajduczek bądź też Rejon (i jedno i drugie kusi swym wysmakowanym wystrojem i radością imprezowania); zakończenie dnia pierwszego jest niepewne, tajemnicze i nieodkryte:)
Day 2--> nie mam pojęcia:P
I tak oto zakończą się Święta. Tygodnie przygotowań, klimat, który niekoniecznie się wszystkim udziela, sypiące się igły z choinki i mój kot pałaszujący włos anielski....ah eh oh!
Następny etap jest znacznie ciekawszy, bowiem moi drodzy szykujemy się do przywitania Nowego Roku 2011!!! Przy okazji napomknę, iż 2010 nie należy do najszczęśliwszych.
Sylwestra spędzę z bliskimi mi osobami (Kamil, Iwonka, Adzio, Martitka, Karol + reszta towarzystwa, niepoznana dotychczas). Bawimy się poczynając od czwartku 30 grudnia, kończąc niedzielą 2 stycznia, tak więc trzy pasjonujące noce na piętrze domu jednorodzinnego:) Brzmi fascynująco:) Zamelduję się po powrocie.
Tymczasem pragnę życzyć wszystkim, by w te Święta spuścić z tonu, zmniejszyć dystans, nauczyć się rozmawiać, nie bać się mówić Kocham, nie bać się przytulenia, bliskości, zwiększyć zaufanie, zmniejszyć złość, wybaczyć niewybaczalne, powiedzieć przepraszam, nie wstydzić się tęsknoty, pielęgnować uczucia i poczuć się szczęśliwym.
A w Roku 2011 zacząć spełniać marzenia. :*
wtorek, 7 grudnia 2010
Brrr Grrrr i w ogóle AAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!
No i przyszła zima moi drodzy.
Dużo śniegu, mało słońca, ludzie jacyś otępieni, myli im się dzień z nocą, Wstają ciemno, wracają do domu ciemno. Nawet nie widać jak się wdepnie w psią kupę:) Buty białe (nawet jak są czarne), do domu wkrada się zimne powietrze, wychodząc z wanny można zamarznąć, już nie mówiąc o tym, jak się wychodzi rano z łóżka. Wygląda to na zasadzie ,,tortilli" (przynajmniej u mnie). Otwieram oczy, wychylam nieśmiało głowę zza kołdry (brrrrr!!!), owinięta jak kiełbaska w cieście wstaję i chwiejnym krokiem próbuję poruszać się po domu uważając, by żadna z części ciała nie wystawała poza ,,tortillę". Wypadałoby okno otworzyć i wpuścić troszkę powietrza ale weź i weź, jak śnieg Ci się sypie do herbaty:):) Ahhh gdyby śnieg to była bita śmietana:)
Najgorzej znoszę stanie na przystanku, na początku trzymam fason, ale już po kilku minutach wykonuję ,,taniec buszmena" przestępując z nogi na nogę, niekiedy mam wrażenie, że przymarznę do podłoża, stracę głos i nikt się nie zorientuje, że zamarzłam haha żartuję oczywiście.
Pogoda sprzyja herbatce, grzańcom i piciu napojów z ,,prądem". Luudzie, tylko z głową z tym trzecim:)
Pogoda sprzyja również refleksjom, niektórzy zapewne płaczą wieczorami nie wiadomo dlaczego, niektórzy idą spać o 18, bo wydaje im się, że jest północ, swoista rozpierducha czasowa:) Chcę lata!!! Ale sobie poczekam.....Wy też:)
Dużo śniegu, mało słońca, ludzie jacyś otępieni, myli im się dzień z nocą, Wstają ciemno, wracają do domu ciemno. Nawet nie widać jak się wdepnie w psią kupę:) Buty białe (nawet jak są czarne), do domu wkrada się zimne powietrze, wychodząc z wanny można zamarznąć, już nie mówiąc o tym, jak się wychodzi rano z łóżka. Wygląda to na zasadzie ,,tortilli" (przynajmniej u mnie). Otwieram oczy, wychylam nieśmiało głowę zza kołdry (brrrrr!!!), owinięta jak kiełbaska w cieście wstaję i chwiejnym krokiem próbuję poruszać się po domu uważając, by żadna z części ciała nie wystawała poza ,,tortillę". Wypadałoby okno otworzyć i wpuścić troszkę powietrza ale weź i weź, jak śnieg Ci się sypie do herbaty:):) Ahhh gdyby śnieg to była bita śmietana:)
Najgorzej znoszę stanie na przystanku, na początku trzymam fason, ale już po kilku minutach wykonuję ,,taniec buszmena" przestępując z nogi na nogę, niekiedy mam wrażenie, że przymarznę do podłoża, stracę głos i nikt się nie zorientuje, że zamarzłam haha żartuję oczywiście.
Pogoda sprzyja herbatce, grzańcom i piciu napojów z ,,prądem". Luudzie, tylko z głową z tym trzecim:)
Pogoda sprzyja również refleksjom, niektórzy zapewne płaczą wieczorami nie wiadomo dlaczego, niektórzy idą spać o 18, bo wydaje im się, że jest północ, swoista rozpierducha czasowa:) Chcę lata!!! Ale sobie poczekam.....Wy też:)
poniedziałek, 29 listopada 2010
Moja liczba numerologiczna: 1
Uuuuuu ładnie ładnie, coś w tym jest
Obliczyłam swoją liczbę numerologiczną i jest nią: 1. LICZBA 1 - urodzony przywódca, indywidualista, chce po sobie zawsze zostawić trwały ślad, wyróżnić się z otoczenia. Twórcza osobowość, dynamika i błyskotliwość, czasem z pogranicza geniuszu , zawsze wzbudzają ...kontrowersje. Są w wiecznym ruchu, odważni, niebanalni, pełni entuzjazmu, dumni z własnych osiągnięć. Ekstrawertycy. Silne pragnienie wydawania innym rozkazów, pewność siebie. Praktycznie bez kompleksu niższości, uważają się za osoby jeśli nie doskonałe, to chociaż nieprzeciętne. Potrafią dobrze panować nad emocjami, co powoduje , że wzbudzają zaufanie. Jednak często są to ludzie o dosyć wyniosłym sposobie bycia. Życie pełne ryzyka, często sytuacje życiowe ekstremalne. To ogromni indywidualiści, ludzie bardzo uparci i często egocentryczni, niełatwo ulegają wpływom i racjom innych, nie znoszą ingerencji we własne życie. Jako szefowie nie tolerują jakiegokolwiek sprzeciwu. Jedynki odznaczają się usposobieniem ekstrawertyka, ale nie dotyczy to zupełnie ich życia prywatnego, tu króluje introwertyzm. Skupione na własnym, prywatnym świecie, nie zwracają wielkiej uwagi na to, co o nich mówią inni. Często są to ludzie dowcipni, z poczuciem humoru sytuacyjnego. Natomiast jako wrogowie są nieprzejednani, mściwi, często okrutni. Instynktownie odgadują słabości przeciwnika i jednym stwierdzeniem potrafią go nie tylko zranić, ale i zniszczyć. Są bardzo drażliwi na swoim punkcie, wbrew temu, co manifestują, bardzo potrzeba im akceptacji otoczenia, dlatego nie znoszą krytyki, którą łatwo można ich zranić. Od dziecka nie znoszą niczyjej władzy eksponowanej w sposób despotyczny lub dyktatorski, to w nich zawsze będzie wywoływać protest i bunt. Ze względu na skłonność do ryzyka mają predyspozycje do wielu zawodów, jedynym przeciwwskazaniem jest powtarzalność czynności zawodowych, oni potrzebują zajęcia, które daje im prawo do decydowania. W partnerstwie i uczuciach odnoszą tzw. łatwe sukcesy. Są uczuciowe, namiętne ale i zaborcze i dominujące. Zmienne w okazywaniu uczuć -od największej tkliwości do niemal brutalności. Harmonijne związki z osobami o wibracji 2 i 6, również korzystne układy z 3 i 4. Istnieje szansa na związki z 5 i 7, ale tu już trudniej. Zdecydowanie powinni unikać partnerstwa z 8 i 9, a także, z powodu stałej rywalizacji, z osobami własnej wibracji.
środa, 24 listopada 2010
:)
No i zaczynamy nowy dzień:) Może nie do końca dla każdego wymarzony, może bez słońca i energii, ale dla mnie wszystko dziś pasuje, mokry chodnik, krople deszczu delikatnie muskające okno, nieznani ludzie mijający się pod moim oknem. Sprawia mi to radość. Anonimowość jest fajna. Wychodzę i nie mam obowiązku do nikogo mówić dzień dobry, ale będę robić co innego. Uśmiechać się!!! Dziś będę się po prostu uśmiechać:) I chyba zjem olbrzymią czekoladę, bo wierzę, że słodyczy w życiu nigdy dość! Miłego dnia!
sobota, 20 listopada 2010
czwartek, 18 listopada 2010
Urodziny Ani!
A oto dwie sympatyczne fotki z urodzin Ani B., które odbyły się w poniedziałek 15.11. Umiarkowanie alkoholowo, bardzo wesoło, jednym słowem: Szaleństwo!!!! Aniu 1000000 lat!!!! Nie zmieniaj się!!! :*
Iskierka
Czasem w szarości wspomnień, w delikatnym uroku dni, które były i które będą, można dostrzec taką małą iskierkę. Pojawia się niespodziewanie, sprawia, że stajesz się szczęśliwsza/y, nie szukasz jej, to ona znajduje Ciebie. Dba o to, byś się uśmiechała/ał, by czarne myśli nie wypełniały Ci głowy, by perspektywa radości górowała nad złymi wspomnieniami. Możesz mieć nadzieję, ze ta iskierka zamieni się w płomień, ale nigdy nie będziesz silniejsza/y od niej. Nachodzi mi jedna myśl...może szczęście jest blisko??? Bliżej niż myślę..:) Chciałabym potrafić zamykać taka iskierkę i czekać na odpowiedni moment, by ją uwolnić. ...Ale tak się nie da. Ona sama wybiera kiedy uderzyć. I po raz kolejny mnie zaskoczyła:)
wtorek, 9 listopada 2010
,,Człowiek rozsądny dostosowuję się do świata; człowiek nierozsądny z uporem próbuje dostosować świat do siebie. Dlatego wszelki postęp zależy od ludzi nierozsądnych."
Jesień/zima 2010/11..............................................................................
Przekornie i niedorzecznie... w jesienno-zimowej kampanii DIESEL po raz kolejny, z jeszcze większą siłą i przekonaniem namawia : BE STUPID!Jesteśmy niczym balony, wypełnieni przez nadzieje i marzenia. Ale! Pewnego dnia jedno zdanie wkrada się w nasze życie: Nie bądź głupi. To niszczyciel naszych możliwości. To najdoskonalszy na świecie podcinacz skrzydeł. Świat jest pełen mądrych ludzi. Robiących przeróżne mądre rzeczy... To mądrze z ich strony.
Cóż, my jesteśmy z głupimi. Głupota jest niepohamowaną pogonią za wyzwolonym życiem. Mądrzy może i mają mózgi...
ale głupi mają jaja. Mądry być może rozumie istotę rzeczy. Głupi widzi jaka powinna być. Mądry krytykuje. Głupi tworzy. Faktem jest, że gdybyśmy nie mieli głupich myśli, nie mielibyśmy interesujących myśli w ogóle. Mądry być może ma plany... ale głupi ma przygody.
Podejmowanie ryzyka nie jest mądre... To głupie.
Bycie głupim jest odwagą. Głupi nie boi się upadku. Głupi wie, że są dużo gorsze rzeczy niż ponieść porażkę... takie jak nie próbować.
Mądry miał jeden dobry pomysł i ten pomysł był głupi. Nie jesteś w stanie przechytrzyć głupiego. Więc nawet nie próbuj. I pamiętaj: tylko głupi może być naprawdę błyskotliwy.
Więc: BADŹ GŁUPI.
Kampania reklamowa marki Diesel:P pomyślałam, że wstawię:)
Zaświadczam, iż nie jestem autorem żadnego z tych stwierdzeń, ale całkowicie się z nimi zgadzam:)
Halloween!!!!
A oto kilka sympatycznych fotek z cyklu Halloween. Z góry przepraszam za kryptoreklamę Chrunchipsów:) Imprezka odbyła się w Białymstoku u mojego braciszka Szymona, obyło się bez strat (no może oprócz strat w portfelu). Domówka szybko nabrała tempa, by przenieść się w mroczne czeluści klubu Metro:) Super skład, super miejsce! Tęsknię za podlasiem!!
środa, 20 października 2010
FACET!
Właśnie w ,,Top Model" usłyszałam, że facet powinien być męski, owłosiony i twardy.......hmmm nie zgadzam się! Facet dla mnie powinien przede wszystkim mieć w sobie coś, co sprawia, że chcesz na niego patrzeć, słuchać go i nie widzieć żadnego innego faceta wokół, nawet jak jest ich setka. Podobał mi sie kiedyś mężczyzna, miał lekkiego zeza i długie włosy. Nie widziałam tego. Słyszałam jego głos, obserwowałam jego ruchy, czułam jego aurę i odbierałam jego fale. Pomimo tego, że nie mówił do mnie, nie patrzył na mnie i chyba nawet nie wiedział, że istnieję. Tyle. Takie moje przemyślenia.
Martita!
Kochani wybaczcie, że zdjęcia nie są zbyt profesjonalne, ale jak na możliwości mojego telefonu i tak jest nieźle:) W każdym bądź razie nie chodzi tu o wygląd, ale o sam fakt zaistnienia na moim blogu nowego wizerunku. Mianowicie rudziutkiej jak marcheweczka Martusi, która dzielnie kroczy ze mną przez świat i się nie poddaje:) Dziękuję Ci kochana, że w ostatnim czasie (który jest dla mnie delikatnie mówiąc niekoniecznie korzystny) ciągle jesteś przy mnie, zawsze odbierasz telefon (co naprawdę jest dla niektórych mega wyczynem) i akceptujesz mój nieokiełznany charakterek i szalone pomysły:) Doceniam to Ryża ......:P ....Ty wiesz:) Twoja Platynowa ......:):):):):)
Wielka Draka o Dzieciaka:)
Zdaję relację--> zgodnie z obietnicą:)
Każdy kto był kiedykolwiek statystą bądź członkiem publiczności, zapewne wie, co chcę powiedzieć (napisać!). Wie, jeśli ma powyżej 19 lat:)
Średnia wieku jakieś 15 lat, Edytka z Martitą (rudzielcem ukochanym) pomiędzy, wdzięcznie szczerzące się do kamery, grzecznie słuchające poleceń kamerzysty i Pana, który śmie się nazwać Supervisorem (nie napiszę dlaczego, ale obdarzyłam go niezwykłą jak na mnie antypatią).
Byłam tam zupełnie rozrywkowo. W związku z tym, że szukam pracy, a mój czas jest najcenniejszą wartością niematerialną jaką posiadam, postanowiłam go nie marnować na hodowanie kolejnej fałdy na tyłku przed komputerem, a spożytkować w sposób mi dotychczas nieznany, mianowicie zostać na cztery dni członkinią grupy zwanej publicznością:) Nie powiem, że nie było zabawnie, bo było, głównie chyba za sprawą uroczego Pana animatora (powinnam napisać z dużej?). Program sam w sobie całkiem zabawny, w głównej mierze dzięki dzieciakom (instynkt macierzyński odezwał się we mnie już dawno temu, ,,Halo szukam chętnego na ojca!!"---> he żart:P).
Dzień upłynął mi na uśmiechaniu się i klaskaniu w dłonie, jednak znów wracam do pustego domu...może jutro powinnam tam zostać na noc? :):):):):)
Kochani, już pięć minut zastanawiam się co jeszcze napisać:)
Pa!
Każdy kto był kiedykolwiek statystą bądź członkiem publiczności, zapewne wie, co chcę powiedzieć (napisać!). Wie, jeśli ma powyżej 19 lat:)
Średnia wieku jakieś 15 lat, Edytka z Martitą (rudzielcem ukochanym) pomiędzy, wdzięcznie szczerzące się do kamery, grzecznie słuchające poleceń kamerzysty i Pana, który śmie się nazwać Supervisorem (nie napiszę dlaczego, ale obdarzyłam go niezwykłą jak na mnie antypatią).
Byłam tam zupełnie rozrywkowo. W związku z tym, że szukam pracy, a mój czas jest najcenniejszą wartością niematerialną jaką posiadam, postanowiłam go nie marnować na hodowanie kolejnej fałdy na tyłku przed komputerem, a spożytkować w sposób mi dotychczas nieznany, mianowicie zostać na cztery dni członkinią grupy zwanej publicznością:) Nie powiem, że nie było zabawnie, bo było, głównie chyba za sprawą uroczego Pana animatora (powinnam napisać z dużej?). Program sam w sobie całkiem zabawny, w głównej mierze dzięki dzieciakom (instynkt macierzyński odezwał się we mnie już dawno temu, ,,Halo szukam chętnego na ojca!!"---> he żart:P).
Dzień upłynął mi na uśmiechaniu się i klaskaniu w dłonie, jednak znów wracam do pustego domu...może jutro powinnam tam zostać na noc? :):):):):)
Kochani, już pięć minut zastanawiam się co jeszcze napisać:)
Pa!
poniedziałek, 18 października 2010
Fucking Monday.
Poniedziałki są z reguły długie, nudne, przewidywalne i zwiastują tylko jedno: Jeszcze 4 dni do weekendu:)
Ja oczywiście siedzę w domu, sama jak ten palec, zaczyna mnie ten stan denerwować, a nawet delikatnie przerażać:) Nie jestem samotnikiem z natury, raczej potrzebuję ludzi, nie lubię być sama, nie mam do kogo paszczy otworzyć, nawet fajnie byłoby się z kimś pokłócić:) Samotność to pojęcie względne. Wielu ludzi wybiera samotność, bo tak im pasuje. Nie lubią ludzi, nie lubią hałasu, żyją we własnym, zamkniętym świecie. Kreują sobie własną rzeczywistość, wyobrażają sobie, że świat wcale nie jest taki, jaki jest. Motorkiem napędowym, motywacją do jakiegokolwiek działania jest dla nich sam fakt istnienia. Żyję, więc muszę:) Często są nieśmiali, a w dzieciństwie byli męczeni i wyśmiewani przez rówieśników. Zastanawiacie się pewnie, co mi strzeliło do głowy, że bawię się w psychologa? A no to, że ostatnio mam tyle czasu na myślenie, że rozsadza mi łeb, muszę to z siebie wyrzucić, a jedynym wyjściem w przypadku braku towarzystwa i uszu do słuchania jest smarowanie mojego kochanego Bloga:) Czasem myślę, że lepiej by było jakbym brała jakieś Relanium czy Valium i po prostu spała. Świat snów jest o wiele bardziej pasjonujący od samotnego tułania się po pustym domu. Schemat generalnie jest taki: Włączam kompa, siedzę kilkanaście minut, wstaję, idę to toalety, wracam na kompa, znów siedzę kilkanaście minut, ktoś zadzwoni, pogadam sobie, za chwilę ja do kogoś zadzwonię, znów wracam na kompa, patrzę co jest w telewizji, nic nie ma oczywiście, wstaję, idę do kuchni, robię herbatę, jakąś kanapkę, przypomnę sobie o czymś, dumam, dumam, znów komputer, w pewnej chwili zdaję sobie sprawę, że jest późno i idę spać...I tu się zaczyna. Patrzę w sufit, jest cicho, ciemno i zajebiście niefajnie. Fakt, że jestem sama zajmuje mi całe myśli i w efekcie nie mogę zasnąć. Poleci mi łezka, przytulam się do poduszki, znów dumam, przeglądam kontakty w telefonie, myślę do kogo by tu zadzwonić. Nie dzwonię do nikogo, leżę, leżę i jakoś w końcu zasypiam. Tak mijają ostatnio moje dni. Jedno słowo: WEGETACJA. Zapuszczam korzenie po prostu. A fakt, że jest poniedziałek delikatnie mówiąc mnie wku*wia. Od jutra do piątku idę na nagrania jakiegos programu rozrywkowego ,,Wielka Draka o Dzieciaka", może być zabawnie:):):) Zdam relację.
Ja oczywiście siedzę w domu, sama jak ten palec, zaczyna mnie ten stan denerwować, a nawet delikatnie przerażać:) Nie jestem samotnikiem z natury, raczej potrzebuję ludzi, nie lubię być sama, nie mam do kogo paszczy otworzyć, nawet fajnie byłoby się z kimś pokłócić:) Samotność to pojęcie względne. Wielu ludzi wybiera samotność, bo tak im pasuje. Nie lubią ludzi, nie lubią hałasu, żyją we własnym, zamkniętym świecie. Kreują sobie własną rzeczywistość, wyobrażają sobie, że świat wcale nie jest taki, jaki jest. Motorkiem napędowym, motywacją do jakiegokolwiek działania jest dla nich sam fakt istnienia. Żyję, więc muszę:) Często są nieśmiali, a w dzieciństwie byli męczeni i wyśmiewani przez rówieśników. Zastanawiacie się pewnie, co mi strzeliło do głowy, że bawię się w psychologa? A no to, że ostatnio mam tyle czasu na myślenie, że rozsadza mi łeb, muszę to z siebie wyrzucić, a jedynym wyjściem w przypadku braku towarzystwa i uszu do słuchania jest smarowanie mojego kochanego Bloga:) Czasem myślę, że lepiej by było jakbym brała jakieś Relanium czy Valium i po prostu spała. Świat snów jest o wiele bardziej pasjonujący od samotnego tułania się po pustym domu. Schemat generalnie jest taki: Włączam kompa, siedzę kilkanaście minut, wstaję, idę to toalety, wracam na kompa, znów siedzę kilkanaście minut, ktoś zadzwoni, pogadam sobie, za chwilę ja do kogoś zadzwonię, znów wracam na kompa, patrzę co jest w telewizji, nic nie ma oczywiście, wstaję, idę do kuchni, robię herbatę, jakąś kanapkę, przypomnę sobie o czymś, dumam, dumam, znów komputer, w pewnej chwili zdaję sobie sprawę, że jest późno i idę spać...I tu się zaczyna. Patrzę w sufit, jest cicho, ciemno i zajebiście niefajnie. Fakt, że jestem sama zajmuje mi całe myśli i w efekcie nie mogę zasnąć. Poleci mi łezka, przytulam się do poduszki, znów dumam, przeglądam kontakty w telefonie, myślę do kogo by tu zadzwonić. Nie dzwonię do nikogo, leżę, leżę i jakoś w końcu zasypiam. Tak mijają ostatnio moje dni. Jedno słowo: WEGETACJA. Zapuszczam korzenie po prostu. A fakt, że jest poniedziałek delikatnie mówiąc mnie wku*wia. Od jutra do piątku idę na nagrania jakiegos programu rozrywkowego ,,Wielka Draka o Dzieciaka", może być zabawnie:):):) Zdam relację.
sobota, 16 października 2010
?!
Siedzę sama w domu, jest sobota, nie wiem co ze sobą zrobić. Po raz pierwszy od dłuższego czasu poczułam się samotna. Tak mocno, że aż łzy się cisną. Myślę o wielu rzeczach, myślę o swoich błędach, o czyichś też. Jakoś wszystko nie tak, na opak. Chciałabym mieć w sobie tyle siły, by nie myśleć..ale chyba jestem słaba. Myślenie może czasem doprowadzić człowieka do szału. Brak myślenia tym bardziej:) Ale najbardziej do szału doprowadza mnie to, że ciągle analizuje, co ja właściwie zrobiłam, czy tak to powinno było się skończyć? Mam ostatnio ochotę na taki mały spontan, walizka, kierunek Okęcie, pierwszy lepszy bilet i lecę, nie ma mnie. Sajonara:)
czwartek, 14 października 2010
New age, new life---> It'll be better?
Wiecie...., czasami w życiu jest tak, że trzeba zaczynać wszystko od nowa. Czasem gdy zapuszczasz włosy i jesteś prawie przy wymarzonej długości, nieoczekiwanie budzisz się z nową koncepcją, ścinasz włosy na krótko, zmieniasz ich kolor i jesteś zadowolona. Po jakimś czasie, gdy euforia mija przychodzą wątpliwości czy oby na pewno jest lepiej?? Czy w długich czułabym się o wiele atrakcyjniej?
Tak się dzieje dokładnie w moim życiu. Wydawało mi się, że wszystko mam już zaplanowane, że wiem jak to będzie, z kim, gdzie, po co i dlaczego.Wydawało mi się, że jestem na etapie ,,ustawki", że robię kroki do przodu ale mało co się zmienia, taka swoista wegetacja z możliwością przedłużenia. Całe życie miałam już zaplanowane (może nie do końca przez siebie), wszyscy naokoło byli zadowoleni, mieli nowe koncepcje, gratulowali mi wszystkiego (nawet jak nie było czego). Wszyscy byli przy mnie, tylko nie wiem czy oby na pewno z tego powodu co powinni, niektórzy mi zazdrościli, widzieli we mnie radosną młodą kobietę z pomysłem (choć tak właściwie go nie posiadam), zdecydowaną (choć wcale taka nie jestem), zdolną (a tak naprawdę nikt nie wie do czego jestem zdolna), zawsze uśmiechniętą (czasem przez łzy).
Miałam wszystko czego mi było trzeba...wsparcie, pomoc, schronienie, bezpieczeństwo.
Wydawało by się, że niemal dotknęłam nieba..i dotknęłam, ale z bólem odbiłam się i upadłam głową na ziemię. Wtedy to wszystko się przestawiło, przewróciło, co było białe teraz wydaje mi się czarne, co było dobre, nagle zaczęło być złe, co było upragnione teraz jest niepotrzebne. Każda rzecz w moim życiu nabiera teraz innego znaczenia.
Musiałam zostawić za sobą wiele, bardzo wiele. Nocami i dniami zastanawiałam się, czy nie zwariowałam, czy moja głowa myśli, czuje czy płata mi figle?? Nie potrafiłam się oszukać, choć wiele razy próbowałam. To, co kochałam zostawiłam za sobą. Nie mogę powiedzieć, że nie kocham, że nie pamiętam, ale nie kochałam tak, jak należy, niedostatecznie mocno, niewystarczająco zrozumiale, nie do końca jasno, nie zawsze tak samo. A ja chcę kochać jednostajnie, wiecznie, pewnie. Myślę, że gdybym tkwiła nadal w tamtej miłości, to zrobiłabym tej miłości krzywdę, krzywdę większą, niż kochanie dalej.
Do końca życia będę się zastanawiać, czy oby to dobra droga?? Tak jak z włosami. Wiem na pewno, że to moja droga i ja nią będę szła, ja będę sobie wybierała ścieżki, ja będę decydować czy mam iść w lewo czy w prawo, czy może zostać w miejscu i zbudować swój mały świat. Chciałabym, by wszyscy Ci, którzy się zawiedli uszanowali moje wybory, bo one są moje i zawsze będą. Chciałabym, byście nadal mi kibicowali i popierali, bo na tym polega życie, każdy przeżyje je jak chce i tak niech zostanie. Nie karzcie mi nigdy wybierać, bo nie wybiorę nic.
Tak się dzieje dokładnie w moim życiu. Wydawało mi się, że wszystko mam już zaplanowane, że wiem jak to będzie, z kim, gdzie, po co i dlaczego.Wydawało mi się, że jestem na etapie ,,ustawki", że robię kroki do przodu ale mało co się zmienia, taka swoista wegetacja z możliwością przedłużenia. Całe życie miałam już zaplanowane (może nie do końca przez siebie), wszyscy naokoło byli zadowoleni, mieli nowe koncepcje, gratulowali mi wszystkiego (nawet jak nie było czego). Wszyscy byli przy mnie, tylko nie wiem czy oby na pewno z tego powodu co powinni, niektórzy mi zazdrościli, widzieli we mnie radosną młodą kobietę z pomysłem (choć tak właściwie go nie posiadam), zdecydowaną (choć wcale taka nie jestem), zdolną (a tak naprawdę nikt nie wie do czego jestem zdolna), zawsze uśmiechniętą (czasem przez łzy).
Miałam wszystko czego mi było trzeba...wsparcie, pomoc, schronienie, bezpieczeństwo.
Wydawało by się, że niemal dotknęłam nieba..i dotknęłam, ale z bólem odbiłam się i upadłam głową na ziemię. Wtedy to wszystko się przestawiło, przewróciło, co było białe teraz wydaje mi się czarne, co było dobre, nagle zaczęło być złe, co było upragnione teraz jest niepotrzebne. Każda rzecz w moim życiu nabiera teraz innego znaczenia.
Musiałam zostawić za sobą wiele, bardzo wiele. Nocami i dniami zastanawiałam się, czy nie zwariowałam, czy moja głowa myśli, czuje czy płata mi figle?? Nie potrafiłam się oszukać, choć wiele razy próbowałam. To, co kochałam zostawiłam za sobą. Nie mogę powiedzieć, że nie kocham, że nie pamiętam, ale nie kochałam tak, jak należy, niedostatecznie mocno, niewystarczająco zrozumiale, nie do końca jasno, nie zawsze tak samo. A ja chcę kochać jednostajnie, wiecznie, pewnie. Myślę, że gdybym tkwiła nadal w tamtej miłości, to zrobiłabym tej miłości krzywdę, krzywdę większą, niż kochanie dalej.
Do końca życia będę się zastanawiać, czy oby to dobra droga?? Tak jak z włosami. Wiem na pewno, że to moja droga i ja nią będę szła, ja będę sobie wybierała ścieżki, ja będę decydować czy mam iść w lewo czy w prawo, czy może zostać w miejscu i zbudować swój mały świat. Chciałabym, by wszyscy Ci, którzy się zawiedli uszanowali moje wybory, bo one są moje i zawsze będą. Chciałabym, byście nadal mi kibicowali i popierali, bo na tym polega życie, każdy przeżyje je jak chce i tak niech zostanie. Nie karzcie mi nigdy wybierać, bo nie wybiorę nic.
środa, 15 września 2010
23!
Hej hej!
Dawno mnie nie było, ale zapamiętajcie sobie, że Edzia ZAWSZE wraca :)
Wczoraj wieczorem oglądając film dostałam mega zastrzyk inspiracji i postanowiłam niezwłocznie się tym zająć. Dodam tylko, żebyście nie brali tego, co będę pisała zbyt poważnie, w przeciwnym razie wasze życie może nieoczekiwanie zamienić się w koszmar (ha ha).
Mianowicie film nosi tytuł ,,The number 23", głównym bohaterem jest mężczyzna, z zawodu Hycel (Jim Carrey), który podczas czytania książki o tym samym tytule co film ulega obsesji numerologicznej na punkcie liczby 23. Odkrywa, iż rządzi ona jego życiem, znajduje ją w swoim imieniu, nazwisku, datach, snach, otoczeniu, po prostu wszędzie. W wyniku tego dochodzi do obłędu i robi różne dziwne rzeczy heh (trzeba obejrzeć).
Muszę przyznać , iż ten film delikatnie porył mi berecik.
Mam 23 lata, oglądałam ten film 14 września (14 + 9 = 23).
Wojtek ma imieniny 23 kwietnia (raz w roku).
Alfabet łaciński ma 23 litery.
Genom posiada 23 chromosomy.
Templariusze mają swoich 23 wielkich mistrzów.
Sabat czarownic odbywa się 23 czerwca.
Shakespear urodził się 23 kwietnia. Zmarł również 23 kwietnia.
Bomba spadła na Hieroszimę o godz. 8.15 (8 + 15 = 23)
Titanic utonął 15 kwietnia 1912 r. (1 + 5 + 4 + 1 + 9 + 1 + 2 = 23)
Pożar samolotu TWA z NY do Paryża, w którym zginęło 230 osób wybuchł w lokalizacji 23J i 23K.
USA wypowiedziały wojnę Niemcom 11 grudnia 1941 r (11 + 12 = 23)
Hitler zabił się w kwietniu 1945 r (4 + 1 + 9 + 4 + 5 = 23)
Cezar otrzymał 23 pchnięcia nożem.
Majowie przewidzieli, iż koniec świata nastąpi 23 grudnia 2012 r.
Charles Manson (jeśli ktoś nie wie kto to jest polecam książkę ,,HELTER SKELTER" Wincenta Bugliosiego lub google) urodził się 12 listopada (12 + 11 = 23)
,,...Choć szedłbym doliną śmierci....zła się nie ulęknę."- psalm 23
23 lipca najczęściej widywane jest UFO :) :)
Atak terrorystyczny na World Trade Center miał miejsce dnia 11 września 2001 r (11 + 9 + 2 + 1 = 23)
23 stycznia miał miejsce II rozbiór Polski.
23 stycznia 2008 r -katastrofa wojskowego samolotu CASA C-295 pod Mirosławcem. Wszystkie osoby będące na pokładzie zginęły.
23 stycznia 1556 r miało miejsce trzęsienie ziemi w Chinach, gdzie zgineło 830 000 osób!!!
23 lutego 1999 miała miejsce premiera serialu ,,Rodzina Zastępcza" ( ha ha taki żarcik)
23 lutego 2006 r w Moskwie zawaliła się hala targowa. Kilkadziesiąt osób zginęło.
Michael Jordan grał z numerem 23:) :) :)
Tak więc moi kochani nie przerażajcie się, na dobrą sprawę z każdej liczby można uczynić symbol zła:D Nasza ludzka wyobraźnia jest niezwykle potężna, co czyni ją baaaardzo podatną na tego rodzaju obsesje;) Zawsze fajnie jest w coś wierzyć, ale nie dajmy się zwariować:) Film polecam!
Dawno mnie nie było, ale zapamiętajcie sobie, że Edzia ZAWSZE wraca :)
Wczoraj wieczorem oglądając film dostałam mega zastrzyk inspiracji i postanowiłam niezwłocznie się tym zająć. Dodam tylko, żebyście nie brali tego, co będę pisała zbyt poważnie, w przeciwnym razie wasze życie może nieoczekiwanie zamienić się w koszmar (ha ha).
Mianowicie film nosi tytuł ,,The number 23", głównym bohaterem jest mężczyzna, z zawodu Hycel (Jim Carrey), który podczas czytania książki o tym samym tytule co film ulega obsesji numerologicznej na punkcie liczby 23. Odkrywa, iż rządzi ona jego życiem, znajduje ją w swoim imieniu, nazwisku, datach, snach, otoczeniu, po prostu wszędzie. W wyniku tego dochodzi do obłędu i robi różne dziwne rzeczy heh (trzeba obejrzeć).
Muszę przyznać , iż ten film delikatnie porył mi berecik.
Mam 23 lata, oglądałam ten film 14 września (14 + 9 = 23).
Wojtek ma imieniny 23 kwietnia (raz w roku).
Alfabet łaciński ma 23 litery.
Genom posiada 23 chromosomy.
Templariusze mają swoich 23 wielkich mistrzów.
Sabat czarownic odbywa się 23 czerwca.
Shakespear urodził się 23 kwietnia. Zmarł również 23 kwietnia.
Bomba spadła na Hieroszimę o godz. 8.15 (8 + 15 = 23)
Titanic utonął 15 kwietnia 1912 r. (1 + 5 + 4 + 1 + 9 + 1 + 2 = 23)
Pożar samolotu TWA z NY do Paryża, w którym zginęło 230 osób wybuchł w lokalizacji 23J i 23K.
USA wypowiedziały wojnę Niemcom 11 grudnia 1941 r (11 + 12 = 23)
Hitler zabił się w kwietniu 1945 r (4 + 1 + 9 + 4 + 5 = 23)
Cezar otrzymał 23 pchnięcia nożem.
Majowie przewidzieli, iż koniec świata nastąpi 23 grudnia 2012 r.
Charles Manson (jeśli ktoś nie wie kto to jest polecam książkę ,,HELTER SKELTER" Wincenta Bugliosiego lub google) urodził się 12 listopada (12 + 11 = 23)
,,...Choć szedłbym doliną śmierci....zła się nie ulęknę."- psalm 23
23 lipca najczęściej widywane jest UFO :) :)
Atak terrorystyczny na World Trade Center miał miejsce dnia 11 września 2001 r (11 + 9 + 2 + 1 = 23)
23 stycznia miał miejsce II rozbiór Polski.
23 stycznia 2008 r -katastrofa wojskowego samolotu CASA C-295 pod Mirosławcem. Wszystkie osoby będące na pokładzie zginęły.
23 stycznia 1556 r miało miejsce trzęsienie ziemi w Chinach, gdzie zgineło 830 000 osób!!!
23 lutego 1999 miała miejsce premiera serialu ,,Rodzina Zastępcza" ( ha ha taki żarcik)
23 lutego 2006 r w Moskwie zawaliła się hala targowa. Kilkadziesiąt osób zginęło.
Michael Jordan grał z numerem 23:) :) :)
Tak więc moi kochani nie przerażajcie się, na dobrą sprawę z każdej liczby można uczynić symbol zła:D Nasza ludzka wyobraźnia jest niezwykle potężna, co czyni ją baaaardzo podatną na tego rodzaju obsesje;) Zawsze fajnie jest w coś wierzyć, ale nie dajmy się zwariować:) Film polecam!
poniedziałek, 6 września 2010
Cytaty
Pamiętacie jeszcze pisarza ANTOINE DE SAINT EXUPERYego??? Przeczytałam wiele książek w swoim kolorowym życiu, obejrzałam wiele filmów, wiele lat się uczyłam i uczę cały czas. Lubię poczytać sobie ciekawe cytaty ciekawych ludzi, jednak ten cytat jest dla mnie mistrzowski i wiecie co??? Chyba zmienił moje postrzeganie świata. Brzmi on tak: ,,LOGIKA ZABIJA ŻYCIE". Pisarz literatury dziecięcej właśnie uświadomił mi największą prawdę współczesności. A więc moi drodzy przemyślenia zostawiam Wam, a LOGIKĘ Pani profesor z Pałacu Kultury. No! I będę żyć po swojemu!
piątek, 3 września 2010
Piątek Piątek
Piątek! Piątek! Tygodnia koniec i początek:D
Zagadkowy jest to wątek,
Co się w piątek dzisiaj stanie,
Czy wstaniemy na śniadanie?
Czy spać wcale nie pójdziemy,
I na obiad nie dotrzemy?
Co nas wszystkich w weekend czeka?
Dwa wyrazy: TEMAT RZEKA!!!
Zagadkowy jest to wątek,
Co się w piątek dzisiaj stanie,
Czy wstaniemy na śniadanie?
Czy spać wcale nie pójdziemy,
I na obiad nie dotrzemy?
Co nas wszystkich w weekend czeka?
Dwa wyrazy: TEMAT RZEKA!!!
środa, 25 sierpnia 2010
Edzia!
Oto ja. W dwóch wydaniach. Sporną sprawą jest, która Edzia jest prawdziwsza. Ta na cieniu czy ta pierwsza? Przecież cień, to w dalszym ciągu ja, to w dalszym ciągu moja sylwetka, a raczej karykatura mojej sylwetki namalowana przez słońce. Rosnę w siłę, chciało by się rzec:) A może właśnie jestem taka jak ten cień? Kiedyś wierzono, że cień to nasz Anioł Stróż. Kto w takim razie nas strzeże, gdy nie ma światła? Może właśnie dlatego boimy się ciemności?
Kids!
Świat zza krat...
Pomysł na to zdjęcie narodził się w drodze do metra (mój Wilson najdroższy). Zatytułowałam je ,,Świat zza krat". Mała kamienica przy ul. Koźmiana, ogrodzona bramą, porośnięta bujną roślinnością, w której spoczywają rozbite dziecięce zabawki, wózki, a czerwona plama na zdjęciu to stara hulajnoga (na moje oko z lat 80-tych). Nigdy nie spotkałam tam żadnych dzieci....dorosłych również. Miejsce zdaje się być zaniedbane, opuszczone, a jednak mieszkają tam ludzie....odgrodzeni od świata starą bramą. Przyznam szczerze, że to miejsce troszkę mnie przeraża, te połamane wózki, głowa misia, stara hulajnoga. Często mam ochotę tam zajrzeć, odkryć jakąś tajemnicę, która być może jest, a być może jej nie ma........To zdjęcie odzwierciedla moją ciekawość i wyobraźnię. Bardzo je lubię:)
Na kogoś czekał ktoś...
To zdjęcie zrobiłam wracając do domu przez park....jak mu tam..? Coś na Z.. nie ważne..:) W każdym bądź razie od pierwszego wejrzenia skojarzył mi się z wielką pustką, z niesamowitym smutkiem towarzyszącym tęsknocie za czymś, za kimś. Ma w sobie tyle żalu, że nie mogę się momentami na nie patrzeć. Być może dla większości z Was jest to kubeł na śmieci i zwykła ławka, dla mnie jednak ta ławka ma w sobie magię i czar....na kogoś czekał ktoś...prawda?
czwartek, 19 sierpnia 2010
Bielsk!
Uciekam na weekend do mojego kochanego, najpiękniejszego, najlepszego i w ogóle cud miód i orzeszki miasteczka Bielsk Podlaski! Czeka mnie sadystka dentystka (buuu....brrrrr....aaaaa) i mała imprezka z zespołem Fasolki:D
http://www.youtube.com/watch?v=bPTMxbk88PY&feature=geosearch Tu macie link do filmu promocyjnego Bielska Podlaskiego, którego autorem jest Pan Marek Włodzimirow .....swoją drogą mam nadzieję, że nie naruszam żadnych praw autorskich itp itd, ale chyba nie???!! Buziaki
http://www.youtube.com/watch?v=bPTMxbk88PY&feature=geosearch Tu macie link do filmu promocyjnego Bielska Podlaskiego, którego autorem jest Pan Marek Włodzimirow .....swoją drogą mam nadzieję, że nie naruszam żadnych praw autorskich itp itd, ale chyba nie???!! Buziaki
Mała zmiana!!!!
Hej hej!! Jak widać na załączonych obrazkach Edzia zmieniła kolor włosów. He dacie wiarę? Ta, co najgłośniej krzyczała, że nigdy przenigdy, ale to naprawdę never ever nie położy barwnika jaki by to nie był na włosy!!! No i stało się. Amerykański model piękności podziałał na moją wyobraźnię i posatnowiłam zostać blondynką. Dodam tylko, że na dzień dzisiejszy kolor jest zupełnie inny tzn bardziej blond niż jajko-żółtko-podobny. Zdjęcia wkrótce. Droga do wymarzonego odcienia nie była jednak tak prosta jakby się mogło wydawać. Wyobrażałam sobie, że wybieram farbę z półki sklepowej, patrzę na kolor i OOO JEST! Taki właśnie chcę, więc idę do domu, aplikuję wg wskazówek na pudełku i już! I mam mój piękny jasno popielaty blond. Wyobraźcie sobie jak wielkie było moje zaskoczenie, gdy po zmyciu farby ukazał się piękny, idealnie rudy kolor! Matko Święta- pomyślałam sobie, co teraz? Myślałam, że się rozpłaczę, już prawie prawie ale nie...! Poleciałam do sklepu po drugą farbę, co w niedługim okresie czasu okazało się błędem, gdyż ruda pozostałam, jednak był to najbardziej niepożądany odcień rudego, jaki może istnieć.....mianowicie jasno-ryżo-rudy. Pomyślałam sobie, O K**wa, nigdzie nie idę, nigdzie nie jadę, nigdzie nie wychodzę i w ogóle nigdzie mnie nie będzie, wstyd!!! Przełamałam się jednak, pokazałam ludziom (gdybyście tylko widzieli te udawane zachwyty, żeby Edzi nie urazić he he, ,,Edziu pasuje Ci!'', ,,No Edziu, to nie rudy, tylko taki miodowy....") .....słyszałam nawet określenie złotowłosa he he ale to akurat mi się spodobało. Po jakimś tygodniu wybrałam się do fryzjera, wizyta ta jednak dużo mi nie dała, gdyż włosy z jajka stały się po prostu żółte. OK!- pomyslałam sobie i po paru dniach wpadłam na genialny pomysł! Przecież mam internet!!! (ha ha bardzo śmieszne) No więc wpisałam we wszechwiedzącej wyszukiwarce google frazę: Jak pozbyć się żółtego odcienia włosów? I wiecie co? To była najlepsza rzecz, jaką zrobiłam w związku z moimi włosami od kilku tygodni!!! Dowiedziałam się tam o cud płukance zwanej Srebrzykiem. Kupiłam, wypróbowałam i proszę! 10 minut a moje włosy stały się popielatym blondem! Normalnie magia ludzie! To jest wynalazek tysiąclecia!!!!! Taka szczęśliwa to dawno nie byłam....:) Jak zawsze jednak musi być jakiś haczyk. W tym przypadku polega on na tym, że efekt nie jest trwały, tj muszę powtarzać zabieg przy każdym myciu, ale uwierzcie mi, za jedyne 5.99 zł warto jak cholera!!! NO! Całusy!
poniedziałek, 16 sierpnia 2010
:D
Powróciłam, żyję i jestem zadowolona!!! MEGA zajefajna, superbombowa, odlotowa Impreza! Wkrótce zdjęcia i raport!
piątek, 13 sierpnia 2010
Szaleństwo!
Jadę do Augustowa, na imprezę Green Planet....Mazury Mazury ahh....!!! Będę szaleć, skakać, tańczyć i krzyczeć do upadłego!!!! Krótko mówiąc LABA!!! Wracam w niedzielę:D Zdam raport:D
poniedziałek, 9 sierpnia 2010
Urodziny Izy! Od Zera do Bohatera-->story:P
Wtorek, 10 sierpnia, jest godzina o8.42 (nie patrzeć na godzinę pod postem-->ona kłamie). Dzis Iza ma urodziny!!! Postanowiłam więc poświęcić jej parę słów (a niech ma raz w roku:)) Izabela Sz. to ssak, dwunożny i dwuręczny, mięso-roślino-żerny. Włosy ciemny blond, oczy brąz, cera raczej jasna, wzrost niewysoki (160?), samica do wzięcia. Bezdzietna (choć fajnie byłoby zostać ciocią).
Dziś Iza kończy 23 lata, praktykuje się w szpitlu na oddziale psychiatrycznym (buuu..), obecnie zamieszkuje tereny Podlasia, ale tylko przejściowo, ogólnie raczy się śmierdzącym miejskim warszawskim smaczkiem.
Izabela to taka mała niepozorna pchła, ale ,,niepozorna" podkreślam!!! :P Ogólnie podejrzewam, że zna mnie lepiej niż ja sama zdążyłam się poznać. Nasza wspólna historia zaczęła się już w przedszkolu, gdzie wspólnie układałyśmy klocki i bawiłyśmy się w doktora, wspólnie również robiłyśmy w gacie i tak się złożyło, iż wspólnie stanęłyśmy do ślubowania w pierwszej klasie podstawówki. Przez sześć lat nauczania początkowego grałyśmy w gumę, uczyłyśmy się pisać, dodawać, mnożyć, dzielić-->przydało się jednak:):), by następnie jakimś dziwnym trafem trafić do tej samej ławki w gimnazjum. Mamy wiele wspomnień. Pierwsze wino, pierwsza miesiączka, pierwszy stanik, pierwszy zgon, pierwszy pocałunek, pierwszy taniec, pierwsze wagary. AAA!!! Co do wagarów warto wspomnieć sytuację z trzeciej lub czwartej?? klasy podstawówki, kiedy to dostałyśmy fioła na punkcie Czarodziejki z Księżyca, którą rysowałyśmy, wycinałyśmy z papieru i pamiętam, żę wiecznie się kłóciłyśmy, która ma być Czarodziejką z Księżyca!!! Wtedy to do szczęścia potrzebne nam były opakowania po kasetach magnetofonowych służące jako domki, kartka papieru, kredki i nożyczki. Niestety zamroczone bezinteresownym bajkowym szczęściem zapominałyśmy ,,niechcący" o lekcjach angielskiego, co tłumaczyłyśmy nauczycielce (Pani Jakoniuk?) wyjazdem do cioci czy wujka do Białegostoku.......he:D
Tak oto wracam do tematu gimnazjum i pierwszego wspólnie wypitego alkoholu, pierwszych miłości, pierwszych walentynek, pierwszego papierosa, pierwszych poważnych kłótni z rodzicami. Dorastałyśmy. Dorastałyśmy wspólnie. Nawet raz się pobiłyśmy:D
Po gimnazjum trafiłyśmy ,,zupełnie przypadkiem" do tej samej klasy w LO, a po zdanej maturze, też ,,zupełnie przypadkiem" pojechałyśmy razem do Warszawy, szukać szczęścia:P:P
I tak oto Iza ma 23 lata i uświadomiłam sobie, że z żadną osobą nie mam tylu wspólnych wspomnień, co właśnie z nią. Aż mi się łezka w oku zakręciła:)
Tak więc Iza jeśli życie Ci miłe, to przeżyj je po swojemu, bądź sobą!!! Niczego lepszego nie mogę Ci życzyć:P Zresztą dostałaś już smsa:P
czwartek, 29 lipca 2010
Czwartek!!!!
Dzień dobry.
Wstałam dziś i postanowiłam wytłumaczyć się publicznie z godzin widniejących pod moimi wpisami. Otóż, patrząc na posty można pomyśleć, że jestem nocnym ,,markiem", gdyż większość godzin oscyluje między 1 a 3 w nocy. MOI MILI! Cały ambaras tkwi w tym, że w momencie zakładania bloga mój czas był liczony od 0.00, a rzeczywisty był zupełnie inny. No i w ten sposób, pisząc posta np o 10 rano, czas automatycznie ustawia mi się na godz 4 rano (czy tam którąś).
Owszem, mam możliwość ustawienia godziny pod świeżym wpisem, ale wtedy ten wpis zapisuje się w tzw roboczych i automatycznie zostaje opublikowany zamiast o rzeczywistej dwunastej to o dwunastej wg bloga. Troszkę to skomplikowane, wiem wiem, ale jeśli ktoś z blogerów to przeczyta i uśmieje się z mojej niezaradności, to uprzejmie proszę o pomoc:P
Wstałam dziś i postanowiłam wytłumaczyć się publicznie z godzin widniejących pod moimi wpisami. Otóż, patrząc na posty można pomyśleć, że jestem nocnym ,,markiem", gdyż większość godzin oscyluje między 1 a 3 w nocy. MOI MILI! Cały ambaras tkwi w tym, że w momencie zakładania bloga mój czas był liczony od 0.00, a rzeczywisty był zupełnie inny. No i w ten sposób, pisząc posta np o 10 rano, czas automatycznie ustawia mi się na godz 4 rano (czy tam którąś).
Owszem, mam możliwość ustawienia godziny pod świeżym wpisem, ale wtedy ten wpis zapisuje się w tzw roboczych i automatycznie zostaje opublikowany zamiast o rzeczywistej dwunastej to o dwunastej wg bloga. Troszkę to skomplikowane, wiem wiem, ale jeśli ktoś z blogerów to przeczyta i uśmieje się z mojej niezaradności, to uprzejmie proszę o pomoc:P
poniedziałek, 26 lipca 2010
Refleksja.
Zdjęcie zrobione w 2007 roku telefonem komórkowym. Zapomniałam o nim a zawsze gdy na nie patrzę, nasuwa mi się wiele refleksji. Przypominają mi się wydarzenia z przeszłości, przypomina mi się dawna Edzia, myślę ile się zmieniło i ile jeszcze się zmieni, ile rzeczy mogłam zrobić inaczej, ile zmienić. Przypominają mi się najlepsze i najgorsze momenty, uśmiechy i łzy, przypomina mi się niedojrzałość i bezinteresowność, odwaga i brawura. I dochodzę do wniosku, że ludzie się nie zmieniają, to świat się zmienia. Myślę sobie, ile jest wokół mnie osób, które mnie kochają bez względu na wszystko, ile razy mi coś wybaczali i ile razy ja wybaczałam im. Ile razy mi pomagali, ile razy ja pomagałam im, ile razy to się jeszcze stanie? I za każdym razem gdy widzę to właśnie zdjęcie, ogarnia mnie spokój, odpowiedzi na wszystkie pytania stają się proste i najzwyczajniej w świecie się uśmiecham. Nikt nie jest w stanie zabrać Wam wspomnień.
czwartek, 22 lipca 2010
środa, 21 lipca 2010
Marceli
Mój najukochańszy przedstawiciel płci męskiej wabi się Marceli, dla przyjaciół Marcyś, Marcek, dla mnie Dżudżer (sama nie wiem dlaczego:)). Ma 8 lat, ale jak na swój wiek jest bardzo dojrzały. Nie interesują go związki uczuciowe, jak widać na załączonym obrazku spojrzenie ma surowe, zimne i nie zdradzające żadnych emocji. Odrobinę czułości przyjmuje tylko i wyłącznie w
chwilach, gdy nie jest ona wymuszona przez właściciela (o przepraszam, to on jest właścicielem). Łaskawie niekiedy pozwala się pogłaskać, jednak okupione jest to głębokim rozważaniem czy warto czy też nie. Jak sama jego postawa wskazuje, lubi dominować i złości się, gdy coś nie idzie po jego myśli. Proszę mi wierzyć, złość jego jest w skutkach bardzo niekorzystna dla otoczenia, gdyż stworzenie to posiada zmysł idealnego dopasowania wyrządzonej przez siebie szkody do potrzeb właściciela (o przepraszam, znów pomyliłam role). Marceli wykazuje również skłonności samobójcze, mianowicie zdarzyło mu się w przypływie euforii wyskoczyć ze swojego mieszkania na 3-cim piętrze. Przeżył oczywiście, spadając na cztery łapy. ,,NIEUSTRASZONY".... :D
Warto wspomnieć, iż osobnik ten niezwykle starannie dba o higienę. Poranna toaleta jest to rytuał, którego pod żadnym pozorem przerywać się nie powinno, ponieważ rozbija się Szanownemu Panu rytm dnia, a to skutkować może złością. O skutkach kilka wersów wyżej. Wracając do higieny, Marceli nigdy przenigdy nie załatwi swych fizjologicznych potrzeb w nieczystej toalecie (kuwecie). To świadczy o jego samodyscyplinie, gdyż czekanie na czystą toaletę niekiedy trwa kilka godzin, by po przybyciu właścicieli (oj znów pomyłka-przepraszam) ostentacyjnie, najczęściej podczas jedzenia obiadu, zasiąść na swoim ,,tronie" i zrobić wielką, śmierdzącą kupę. Co najdziwniejsze, Marceli swoje nieczystości odbiera jako afrodyzjak i uważa, że po ,,robocie" należy mu się nagroda w postaci surowego mięska, drapania bądź też ganiania po całym domu.
Żywi się tylko świeżą karmą, w żadnym wypadku nie ruszy wczorajszej, nawet gdy miska jest wypełniona po brzegi.
Ciekawy jego żywot można by było opisywać w nieskończoność. W stworzeniu tym drzemią nieodkryte jeszcze pokłady mądrości i sprytu, z dużym naciskiem na Sprytu. Kochany jednak jest miłością bezwzględną i wieczną, czymże byłby dom bez niego?
chwilach, gdy nie jest ona wymuszona przez właściciela (o przepraszam, to on jest właścicielem). Łaskawie niekiedy pozwala się pogłaskać, jednak okupione jest to głębokim rozważaniem czy warto czy też nie. Jak sama jego postawa wskazuje, lubi dominować i złości się, gdy coś nie idzie po jego myśli. Proszę mi wierzyć, złość jego jest w skutkach bardzo niekorzystna dla otoczenia, gdyż stworzenie to posiada zmysł idealnego dopasowania wyrządzonej przez siebie szkody do potrzeb właściciela (o przepraszam, znów pomyliłam role). Marceli wykazuje również skłonności samobójcze, mianowicie zdarzyło mu się w przypływie euforii wyskoczyć ze swojego mieszkania na 3-cim piętrze. Przeżył oczywiście, spadając na cztery łapy. ,,NIEUSTRASZONY".... :D
Warto wspomnieć, iż osobnik ten niezwykle starannie dba o higienę. Poranna toaleta jest to rytuał, którego pod żadnym pozorem przerywać się nie powinno, ponieważ rozbija się Szanownemu Panu rytm dnia, a to skutkować może złością. O skutkach kilka wersów wyżej. Wracając do higieny, Marceli nigdy przenigdy nie załatwi swych fizjologicznych potrzeb w nieczystej toalecie (kuwecie). To świadczy o jego samodyscyplinie, gdyż czekanie na czystą toaletę niekiedy trwa kilka godzin, by po przybyciu właścicieli (oj znów pomyłka-przepraszam) ostentacyjnie, najczęściej podczas jedzenia obiadu, zasiąść na swoim ,,tronie" i zrobić wielką, śmierdzącą kupę. Co najdziwniejsze, Marceli swoje nieczystości odbiera jako afrodyzjak i uważa, że po ,,robocie" należy mu się nagroda w postaci surowego mięska, drapania bądź też ganiania po całym domu.
Żywi się tylko świeżą karmą, w żadnym wypadku nie ruszy wczorajszej, nawet gdy miska jest wypełniona po brzegi.
Ciekawy jego żywot można by było opisywać w nieskończoność. W stworzeniu tym drzemią nieodkryte jeszcze pokłady mądrości i sprytu, z dużym naciskiem na Sprytu. Kochany jednak jest miłością bezwzględną i wieczną, czymże byłby dom bez niego?
wtorek, 20 lipca 2010
Śniadanko:D
Oto Serek. Wiejski oczywiście. Postanowiłam o nim napisać, gdyż odgrywa znaczącą rolę w moim niejednym śniadaniu:D Jedząc, zastanawiałam się nad pewną rzeczą. Otóż, Serek Wiejski (tylko Piątnica) jest dla mnie atrakcyjny tylko i wyłącznie, gdy jest lejący, tj niezbity, rzadki, o aromacie świeżej śmietanki. Taki właśnie stan zachowuje tylko wtedy, gdy jest bardzo świeży. No i tu ma miejsce zabawna sytuacja, gdyż każdorazowo zakup takiego serka wiąże się z moim małym prywatnym dochodzeniem w stylu ,,Zgadnij Kotku co mam w środku?" Mianowicie, gdy już znajduję go pośród tysiąca innych, zaczynam tzw ,,trzepanie", czy jak kto woli ,,bełtanie" (machanie nim we wszystkie strony w celu sprawdzenia, czy jest zbity czy może lejący). Dodam, że z własnego doświadczenia wiem, że data ważności nie zawsze jest tu w stanie pomóc. No i tak zazwyczaj kilka opakowań zostaje poddanych mojemu eksperymentowi, rzadko się mylę, ale słowo ,,rzadko" warunkuje to, iż jednak fatalne pomyłki się zdarzają. Wtedy, po otworzeniu jestem rozczarowana i oczywiście serek ląduje w koszu, no, chyba, że są chętni. Na zakończenie dodam, że ten ze zdjęcia to mój dzisiejszy serek, a raczej opakowanie po nim. Kolejny mały sukces Edzi. Żeby było trochę bardziej moralizatorsko, motto dzisiejszego dnia to : Miara naszego sukcesu niekoniecznie zależy od jego wielkości i zasięgu, czasem jedna chwila wystarczy, by zacząć dzień z uśmiechem.
MIŁEGO DNIA!!!
MIŁEGO DNIA!!!
sobota, 17 lipca 2010
Sobota Złota!
Zalew Zegrzyński. Taka duża wanna:) JEDYNE miejsce, w którym warszawiacy mogą poczuć się jak na Kanarach:) Naprawdę piękna sprawa. Dzieciaki babrające się w gównie innych dzieciaków, piasek, który ma chyba milion stopni i bez klapków ani rusz, albo na przykład pety we włosach. Niemożliwy smród. Ale na pocieszenie dodam, że w gównie coś musi być, miliony much nie mogą się mylić!!! !!!!! Swoją drogą żeby stolica tj Warszawa, jakby ktoś pytał, ma ONLY trzy baseny odkryte.......z czego jedn jest zamknięty. Chciałam to jakoś skomentować, ale chyba nie muszę:P Cóż, zawsze można sobie wyskoczyć w sobotę nad morze, w końcu kierowców mamy w Polsce NAJlepszych:P
piątek, 16 lipca 2010
Technology-->GO!
To jest Pan. A właściwie część Pana. Od klatki piersiowej w dół. (Pomyślałam, że może to być również Pani ale takie klapki nosi mój tata) Pan siedzi na kibelku, WC, w toalecie- jak kto woli:P Na kolanach trzyma klawiaturę, nie wiem gdzie jest w takim razie monitor, ale to nie ważne, nie taka głębia tkwi w tym zdjęciu. Technologia do przodu, my wraz z nią- chciało by się rzecz. Czasem jednak trochę przesadzamy.
RODZICE! Spędźcie więcej czasu ze swoimi dziećmi. Może wasza córka jest w ciąży? Kto to wie...
DZIECI! YYY Będę miała swoje, to się wypowiem:P
A Ty kolesiu ze zdjęcia mógłbyś się przynajmniej spokojnie wy*rać....
Natural.Nie.?
Pan Skręt. Niektórzy nazywają go Blant, Joint, Lolek. W Polsce nie można się z nim przyjaźnić, on jednak skutecznie łamie wszelkie zasady i pojawia się zawsze tam, gdzie ludzie się nudzą. Najczęściej spotykany na ławkach w parku, przystankach, w samochodach, klubach, na imprezach. Popularny przed TV i na spacerze, niektórzy zabierają go nawet do szkoły. Z pewnością można go znaleźć u zdolnych ogrodników. Dusza towarzystwa, nie jest jednak stworzony do bezinteresownej przyjaźni, gdyż nie zawsze jest szczery i może narobić kłopotów. Fot. by A. Meteń.
Słodko:P
Zawsze uważałam, że krem czekoladowo-orzechowy jest lepszy od czekolady:P i nie rozumiałam, dlaczego rodzicom nie podobało sie jedzenie go łyżkami. Z chlebem?? A od kiedy chleb pasuje do czekolady? Cóż za nonsens:) Chleb z serem, z mięsem ale z czekoladą? Założę się, że nie raz po kryjomu braliście łyżeczkę (łyżkę:)) i upewniając się, że rodzice, brat lub siostra są poza zasięgiem wzroku, czerpaliście zamaszyście aż pod samo dno, by następnie oblizać, umyć i uciec:P
czwartek, 15 lipca 2010
Karaluch
To jest piesek. Najlepszy przyjaciel człowieka. Czworonożny ssak rozumiejący nawet kilkaset słów, bezgranicznie oddany swemu Panu. Od jego Pana zależy, co będzie jadł i pił, kiedy zrobi siusiu i kupę, kiedy się wykąpie. Po człowieku i małpie chyba najinteligentniejsze stworzenie jakie znam. Jednak piesek nie wrzuci swego Pana dla jaj do ogniska, nie wyleje na niego żrącej substancji, nie przywiąże sznurem do drzewa w lesie i nie zagłodzi.
!
Poranne WitaSiły:P
A to nawet ciekawe! Magnez musujący. Skład: regulatory kwasowości, kwas cytrynowy, wodorowęglan sodu, substancja wypełniająca, sorbitol, węglan magnezu, subst. słodzące: cyklaminian sodu i sacharynian sodu, aromat, barwnik: ryboflawiny-5'-fosforan. A zawartość magnezu w magnezie? Nie chcecie wiedzieć:P Jedzmy warzywa i owoce. Po prostu.
środa, 14 lipca 2010
Autko:P
Właśnie na zakończenie dnia zostałam przyuczona do jazdy samochodem (aaa). Taa nawet mi to się wydaje śmieszne ale dla chcącego nic trudnego-->ponoć:) Muszę szczerze przyznać, że jestem zaskoczona, gdyż wydawało mi się, że to wygląda tak: wsiadasz, przekręcasz kluczyk, samochód jedzie, zwalniasz, skręcasz, on jedzie, ruszasz, on znów jedzie, znów skręca i się zatrzymujesz no i on stoi. PROSTE. Po czym wsiadam, a tam jakieś dziwne rzeczy się dzieją, muszę pilnować jakiegoś sprzęgła (bez niego nie mogę ruszyć ani zmienić biegu, wiedzieliście??), mało tego już nawet nie wystarczy go tylko przycisnąć i puścić tylko jeszcze kurde ,,wyczuć" .........myślę sobie jakiś żart? Ale nie, on po prostu staje i stoi, a ja się dziwię, czemu stoi, no i już mi Wojtasek tłumaczy, że stoi bo tu nie przytrzymałam, tam nie puściłam, tu za mocno, tam za lekko, tu tamto i w ogóle. No i tak powtarzałam sobie w myślach: sprzęgło, bieg, puszczam sprzęgło i BUM on stoi. No stanął i stoi a ja wraz z nim i się zastanawiam czemu on stoi. A no bo znów tu za lekko a tam za mocno i tak zwane ,,rwanie" i stoi. Boże- myślę sobie, nie można było tego wymyślić jakoś prościej? Np, że naciskasz jak chcesz i on po prostu jedzie? To w kosmos latamy a jazda samochodem musi być tak trudna?? No dobra, nie poddałam się:) i dalej! W końcu załapałam o co chodzi z tym sprzęgłem (jak się okazuje sprzęgło jest obecne podczas całej jazdy a nie tylko przy ruszaniu). No to trochę pojeździłam, naprawdę dziwne rzeczy się z tymi samochodami dzieją. Liczę na to, że za każdym razem będzie szło lepiej, bo chyba właśnie o to chodzi.
Alkohol- związek organiczny zawierający jedną lub więcej grup hydroksylowych połączonych z atomem węgla w hybrydyzacji sp3.
Alkohol- niezbędnik niemalże każdej imprezy.
Alkohol-niejednokrotnie powód zatrucia pokarmowego.
Alkohol-ulubiony napój alkoholika.
Alkohol-częsty powód wypadków samochodowych.
Alkohol-częsty powód stracenia dziewictwa.
Alkohol-pomimo niezbyt dobrego smaku najpopularniejszy napój wśród ludzi.
Alkohol-dla ludzi z wyobraźnią.
PIJMY MĄDRZE.
Obiad
Pomnik Przyrody?
Na myśl przychodzi mi jedno: Jak to zostało wyciągnięte z ziemi? Stara, martwa, niekoniecznie piękna resztka drzewa. A jednak pomnik. Pomnik przyrody. Służy zazwyczaj do fotografowania, siedzenia na nim, sikania za nim oraz w dużej mierze jest domem dla wielu stworzeń takich jak mrówki, korniki i inne. Ponoć każdy prawdziwy mężczyzna w swoim życiu musi zrobić dwie rzeczy: posadzić drzewo i spłodzić syna. To tak poza tematem.
Pomnik Syrenki Warszawskiej
Przykład na to, że nie tylko ludziom stawiane są pomniki. Syrenka: pół kobieta, pół ryba. Osobiście nigdy nie widziałam. Od pasa w dół posiadająca rybi ogon, co wg mnie znaczy, iż niezdolna jest do rozmnażania, chyba wiadomo dlaczego. I tu pytanie, gdyby była zdolna to rodziłaby dzieci ludzkie, składałaby ikrę jak ryba i byłyby z tego rybki czy??? No właśnie. Czy byłyby to dzieci półrybie i pół ludzkie? Jeśli tak, to chcę wiedzieć w jaki sposób dojdzie do zapłodnienia.
Pomnik C.D.
Tu mamy przykład pomnika prawie całej osoby. Pomnik ten posiada wszystkie części ciała widoczne na zdjęciu. Nie posiada stóp, jednego kolana i pośladków. Patrzy się w jeden punkt, w tym przypadku na mnie i spojrzenie jego również nie zdradza żadnych emocji. Czarny kamień, również nieprzyjemnie zimny. Nie jest ani zamyślony, ani zadowolony, jest obsikany przez śmieszne małe pieski zwiedzających i systematycznie obsrywany przez gołębie. Pomnik na cześć Fryderyka Chopina.
No i co tu dużo gadać. Przykład pomnika sławnej głowy. To nie jest nawet postać tylko sama, biedna główka bez rąk, nóg, bez innych wystających bardziej lub mniej części ciała. Bezradna, wbita w ziemię, wolno stojąca na podwyższeniu głowa przypominająca głowę Fryderyka Chopina, komicznie nazwana przez ludzi popiersiem. Piersi nie ma ale jest popiersie, dobre! Głowa nie zdradza jakichś głębszych uczuć i konkretnych emocji, głowa patrzy w jeden punkt i chyba mnie nawet nie widzi. Głowa nie mówi, nie słyszy i prawdopodobnie nie czuje. Ma jedynie wartość sentymentalną i pamiątkową. Głowa jest zrobiona z jasnego kamienia i jest nieprzyjemnie zimna. W kolejce do zrobienia sobie zdjęć z głową stało wiele osób- ja też. Trochę mnie to wszystko bawi:)
Pomnik
Pomniki to takie kamienne i nie tylko bryły, które udają że są kimś kto żył w przeszłości lub żyje nadal. Wystawiane na czyjąś cześć bądź też ,,niecześć":) Bywają najczęściej nieruchome, można jednak spotkać pomnik sikający, machający głową, ręką lub inną mniej popularną częścią ciała lub BA! garderoby. Bywa też, że pomnik pozbawiony jest zarówno ręki, nogi, głowy jak też i ubrania albo że pomnikiem jest jedynie ręka, głowa lub noga (Bóg wie co jeszcze). Pomnik zazwyczaj jest ciężki i stabilny, stoi w jednym miejsu i się nie przemieszcza. Istnieją jednak wyjątki takie jak ten, który widnieje na załączonym obrazku. Nie jest on ani ciężki, ani stabilny, ani nawet kamienny. Posiada ubranie, ale może też go nie posiadać. Muszę przyznać, że czasem nawet da się z nim pogadać:)
14 lipca 2010
33 stopnie, 16 piętro, Kępa Potocka, dokładnie 13 robotników na dziwnym piedestale stoi. Dziwne rzeczy na bloku robi. A Edzia w pomarańczowym stroju plażowym w oknie zastanawia się czy im nie gorąco? Nie moi drodzy, wcale nie jest Nam gorąco, Im jest dopiero gorąco. Zabawne jak los nierówno rozdaje karty. Piękny dzień, zobaczymy co przyniesie. A tu wariat na śniadanie:P http://www.smog.pl/wideo/37009/najlepsze_bamboleo_jakie_widziales/
Subskrybuj:
Posty (Atom)